top of page

Rasizm w Meksyku

W Meksyku panuje pewien paradoks — to nie mniejszość, ale zdecydowana większość obywateli jest dyskryminowana. Biali, którzy reprezentują skromny procent społeczeństwa, mają łatwy dostęp do edukacji, kariery i władzy. Morenos, czyli osoby o ciemniejszej karnacji, stanowią aż 88% społeczeństwa i wciąż padają ofiarą rasizmu. Wielu z nich odmawia się pracy tylko ze względu na kolor skóry, wielu nie ma możliwości studiować. Trudno ich zobaczyć w telewizyjnych reklamach czy w telenowelach, chyba że w roli służących. Słowo indio jest używane jako synonim ignoranta. Z istnienia dwumilionowej społeczności Afromeksykanów mało kto zdaje sobie nawet sprawę. Jak to się stało, że kraj, którego historia opiera się na metysażu, dyskryminuje rdzennych mieszkańców?


„Poślub białego, aby poprawić rasę”. „Co prawda urodził się ciemnoskóry, ale i tak jest ładny”. „Pracuje jak czarny, by żyć jak biały” — to tylko niektóre z określeń używanych na codzień w Meksyku. Mimo upływu lat, w świadomości narodowej przynależenie do grupy etnicznej jest ściśle związane z przynależnością klasową. Rdzenni mieszkańcy czyli Indianie znajdują się na samym dole drabiny społecznej. Trochę wyżej stoją metysi, którzy również mają w sobie krew indiańską, ale z domieszką europejskiej. Prawdziwym przywilejem jest być białym, czyli guero. Jednak to nie tylko biali dyskryminują. Morenos (czyli Meksykanie o ciemnej karnacji) często wypierają się swojego indiańskiego pochodzenia albo szydzą z tych, których skóra jest jeszcze ciemniejsza.


Przyczyn takiego stanu rzeczy wielu badaczy upatruje w epoce kolonialnej, kiedy Meksyk nie był jeszcze Meksykiem, a Nową Hiszpanią. Istniały wtedy trzy główne grupy: Indianie (mieszkańcy rdzenni), Hiszpanie (konkwistadorzy) oraz czarni (niewolnicy z Afryki). Do Nowego Świata z Hiszpanii przybyli prawie sami mężczyźni, głównie zakonnicy wprowadzający nową wiarę i przestępcy szukający bogactwa, więc szybko zaczęli nawiązywać relacje z Indiankami. W ten sposób coraz liczniejsza stawała się grupa metysów, ale władza i ziemia wciąż pozostawały w rękach białych. Wśród samych białych też były podziały. Peninsulares, czyli Hiszpanie pochodzący z Półwyspu Iberyskiego stali w hierarchii społecznej trochę wyżej niż kreole, czyli Hiszpanie urodzeni na terenie Ameryki Łacińskiej. Aby dokładnie określić, kto ma w sobie jaką mieszankę krwi oraz jaki status społeczny mu się należy, stworzono system podziału na kasty. Wiadomo, że dziecko Indianki i Hiszpana to metys, ale jak nazywa się dziecko Chińczyka oraz Indianki? Według kolonialnej klasyfikacji — skok do tyłu (salta atrás). W sumie było szesnaście kast:





Oczywiście nie można nie wspomnieć, że trzysta lat kolonii to system oparty na wyzyskującej Indian pracy w hacjendach oraz sprowadzaniu niewolników z Afryki. Tak powstawało nowe społeczeństwo, w którym od początku bycie Indianinem oznaczało biedę i brak edukacji, a bycie białym — posiadanie przywilejów i władzy. Mimo, że Meksyk przestał być kolonią w 1821 roku, czasem można odnieść wrażenie, że w świadomości niewiele się zmieniło.

Oficjalnie konstytucja gwarantuje równość, a kultura Indian jest wychwalana w muzeach, ale rdzenni mieszkańcy wciąż żyją w najgorszych warunkach. To taki zamknięty krąg: z powodu koloru skóry trudniej jest im się wybić, więc żyją w biedzie. Jako że żyją w biedzie, mają gorszy dostęp do edukacji i pracy, więc są postrzegani jako zacofani i niewykształceni. Aktor Tenoch Huerta, który sam jest moreno i pochodzi z biednych obrzeży miasta Meksyk, słusznie zauważa, że taka stygmatyzacja prowadzi również do zwiększenia się przestępczości. Wiele osób nie mogąc wyjść z kręgu biedy, przyjmuje propozycję pracy dla karteli narkotykowych. W ten sposób szybko zdobywają pieniądze, a co za tym idzie władzę, i nagle ochroniarze przestają ich czujnie obserwować w sklepach, a drzwi luksusowych restauracji zaczynają się otwierać.


Pamiętam, jak po przeprowadzce do miasta Meksyk zaczęłam wynajmować mieszkanie z pewną Meksykanką. W ciągu roku odwiedzali mnie różni goście, przeważnie polskie koleżanki. Pewnego dnia przyjechał mój bardzo dobry znajomy, który jest Huiczolem (o pielgrzymkach z grupą Wixaritari pisałam tutaj). Jorge jest marakame, czyli duchowym liderem społeczności, dlatego na codzień nosi charakterystyczny „szamański” strój. Oczywiście jego kapelusz ozdobiony wielobarwnymi koralikami oraz spodnie z haftami przedstawiającymi jelenie przykuwają uwagę. W przypadku mojej współlokatorki wygląd Jorge nie wzbudził jednak ciekawości, ale najwyraźniej strach lub oburzenie, bo złożyła skargę do zarządcy mieszkania. Skarga brzmiała: „Iwona zaprosiła jakiegoś Indianina do naszego domu”. Dosłownie. Ten „Indianin” nic w domu nie zniszczył, nic jej nie zrobił, w niczym nie przeszkodził. Zachował się podobnie jak inni goście, a jego wizyta w naszym domu była krótka, więc i na to nie mogła narzekać. Ale ma inną skórę i nosi dziwny kapelusz, więc trzeba na niego złożyć skargę. Chciałabym zaznaczyć, że oburzona współlokatorka to osoba o wyższym wykształceniu, zatrudniona w Ministerstwie Pracy. Powinna nie tylko dobrze wiedzieć, jak bardzo rasistowskie było jej zachowanie, ale też znać historię rdzennego ludu jej własnego kraju. Dlaczego nie przeszkadzała jej wizyta mojej koleżanki z Polski, a oburzył gość, którego przodkowie zamieszkiwali te ziemie już kilka tysięcy lat temu? I którego krew ona pewnie ma w sobie? Właśnie to w Meksyku jest tak bolesne — Meksykanie są rasistami w stosunku do siebie samych, bo powtarzam - zdecydowana większość społeczeństwa to dzieci Indian i białych.


To, z jakimi trudnościami spotykają się na codzień osoby o ciemniejszym odcieniu skóry, widać bardzo dobrze w przemyśle telewizyjnym. Wystarczy włączyć jakąkolwiek reklamę, telenowelę, serial … a zobaczy się aktorów o jasnym odcieniu skóry, często z włosami blond i niebieskimi oczami. Na castingi chętnie przyjmowani są Europejczycy. Karierę w meksykańskiej telewizji zrobiły nawet dwie polskie aktorki, siostry Dominika i Ludwika Paleta, których uroda odbiega od meksykańskiej. Osoby o rysach indiańskich mogą liczyć co najwyżej na rolę służącego lub stróża. Jak opowiada Tenoch Huerta, Meksykanie są mistrzami eufemizmów. Na castingach nie powiedzą: „nie damy Ci tej roli, bo jesteś ciemny”, tylko: „preferujemy profil latynoamerykański międzynarodowy”.


W 2018 roku producent piwa Indio zorganizował kampanię mającą na celu walkę z dyskryminacją. W sieci pojawiły się zdjęcia różnych użytkowników w koszulkach z napisem „dumny z bycia Indianinem” (#OrgullosamenteIndio). Ważne jest, że nad słowem „orgullosamente” widniało skreślone słowo „pinche”, które w Meksyku jest obraźliwe. Kampania została mocno skrytykowana po pierwsze za propagowanie - mimo że skreślonego - wyrażenia „pinche Indio”, po drugie za zatrudnienie do zdjęć prawie samych białych. Efekt był zatem odwrotny do zamierzonego.







Iskierką nadziei na zmianę sytuacji był film „Roma” Alfonsa Cuarona z tego samego roku, w którym główną rolę zagrała Yalitza Aparicio. Yalitza urodziła się w niewielkiej miejscowości Tlaxiaco w stanie Oaxaca. Oboje rodzice są Indianami, ale pochodzą z dwóch różnych grup etnicznych. Chociaż sami posługiwali się językami rdzennymi, nie nauczyli ich swoich dzieci, aby nie były dyskryminowane z powodu pochodzenia. Yalitza nigdy nie marzyła o byciu aktorką, została nauczycielką. Na casting do filmu poszła przypadkiem ze swoją siostrą i nawet przez głowę jej nie przeszło, że może dostać główną rolę. A jednak to właśnie ona została wybrana. Zagrała pomoc domową, więc tutaj do przełamania stereotypu nie doszło. Ale faktem jest, że Yalitza została pierwszą Indianką i drugą Meksykanką, która była nominowana do Oscara. Jako pierwsza Indianka w historii znalazła się na okładce Vogue. Oczywiście nie obyło się bez złośliwych komentarzy i głosów, że żadna z niej aktorka czy modelka. Niemniej jednak był to, miejmy nadzieję, ważny krok w stronę zmiany. Niedawno Yalitza znalazła się znowu na językach, ponieważ napisała felieton do The New York Times. Zaczynał się słowami:


Sztuka może pomóc nam rzucić światło na pilne tematy, które do tej pory pozostają nierozwiązane w naszym społeczeństwie. Jednym z nich jest rasizm.


Całość można przeczytać tutaj.


Takie pojedyncze głosy są punktem wyjścia do narodowej dyskusji, która w Meksyku nigdy się nie odbyła, a odbyć się zdecydowanie powinna. Właściwie to już prawie miała mieć miejsce, bo 17 czerwca było zaplanowane Forum „Rasizm i/lub klasowość w Meksyku?” zorganizowane przez CONAPRED, czyli Krajową Radę ds. Przeciwdziałania Dyskryminacji. Niestety z powodu kontrowersji forum zostało anulowane, ale... i tak się odbyło.


Już wyjaśniam: do forum na temat rasizmu w Meksyku organizowane przez CONAPRED został naproszony wspomniany wcześniej aktor Tenoch Huerta, aktorka Maya Zapata, dziennikarz Alejandro Franco oraz komediant Chumel Torres. Obecność tego ostatniego wywołała spore oburzenie wśród internautów. „Po co zapraszać największego rasistę na forum o rasizmie?” - grzmiały głosy na twitterze. Chumel Torres, z zawodu inżynier, a z zamiłowania komediant, prowadzi swój satyryczny program na YouTube oraz HBO. Znany jest z krytykowania władzy (niezależnie od opcji politycznej) oraz ciętych humorystycznych komentarzy. Niestety niektóre z nich są ewidentnie rasistowskie: „Trzech Królowie przynieśli mi Barbie z Oaxaki. Zamiata, zmywa podłogi i prasuje jak prawdziwa", odnosząc się do aktorki Yalitzy Aparicio, która pochodzi z Oaxaki.


Może same komentarze zdenerwowanych użytkowników nie byłyby wystarczające, aby wybuchł narodowy skandal, ale do niezadowolonych internautów dołączyła żona obecnego prezydenta, Beatriz Gutiérrez Müller. W jednym ze swoich programów Chumel obraził jej syna, nazywając go chocoflan. Pierwsza dama (chociaż w Meksyku nie używa się już tego określenia) wyraziła swój sprzeciw wobec uczestnictwa znanego youtubera i forum zostało odwołane. Wtedy burza rozpętała się na dobre. Chumel uznał to za cenzurę. Część internautów się ucieszyła z powodu anulowania forum, ale większość żałowała, że tak ważny temat nie zostanie publicznie podjęty. W międzyczasie okazało się, że sam prezydent nie wiedział, że CONAPRED w ogóle istnieje oraz poddał w wątpliwość konieczność posiadania w kraju takiej instytucji. Krótko potem prezeska Rady, Mónica Massice, podała się do dymisji, a w ślad za nią poszło kilka innych osób.


Na szczęście niezależnie od politycznych przepychanek i internetowych kłotni forum odbyło się, tylko na innej platformie: racismo.mx. W dyskusji pt. „Rasizm to nie żart” wzięło udział sześciu gości: Maya Zapata (aktorka), Tenoch Huerta (aktor), Chumel Torres (komediant), Federico Navarrete (historyk), Jumko Ogata (pisarka) oraz Mariana Ríos (analityczka). Moderatorem był José Antonio Aguilar.


Tak, Chumel był zaproszony i uważam, że to była dobra decyzja, bo w ten sposób miał okazję skonfrontować się z pozostałymi uczestnikami, których poziom wypowiedzi był bardzo wysoki, a argumenty konkretne i merytoryczne. Trochę próbował się bronić, ale jak obronić rasizm? Uczestnicy dyskutowali m.in. o tym, czy w komedii dopuszczalne jest śmianie się ze słabszych, czy polityczna poprawność to cenzura oraz jaką rolę pełnią media w edukacji społecznej. A przede wszystkim o tym, co należy zrobić, aby zmienić obecną sytuację?


Muszę napisać, że niezmiernie się cieszę, że ta dyskusja w Meksyku się zaczęła (bo to dopiero początek trudnej drogi). I że zaczęła się od tak ważnego a zarazem ciekawego tematu, jakim jest humor.



Comments


Featured Posts